poniedziałek, 22 czerwca 2015

Oni żyją wiecznie. Recenzja książki



Pewny nieśmiały chłopiec z Zanzibaru, ukrywający wstydliwie swoje duże zęby, postanowił, że zostanie gwiazdą rocka. Legendą.

Buddy you’re a boy make a big noise
Playin’ in the streets gonna be a big man some day
You got mud on your face
You big disgrace
Kickin’ you can all over the place

We Will Rock You

Mój niechlubny okres słuchania popu skończył się w szóstej klasie podstawówki, wieki temu, kiedy odkryłam płytę Fallen Evanescence. Chociaż dziś moja fascynacja zespołem Amy Lee przeszła do historii, spotkanie z muzyką inną niż dotychczas otworzyło mi oczy na wspaniałe muzyczne horyzonty, o których jako fanka Miley Cyrus, Rihanny i Katy Perry nie wiedziałam. Od Evanescence zaczęła się fascynacja hard rockiem i metalem, szczególnie power, gothic, symfonicznym, folk i viking/heavy. Zasłuchiwałam się więc w Halestrom, Aramanthe, Sabaton, Kamelot, In This Moment, Sister Sin, Sonata Articia, The Pretty Reckless, Winter in Eden, Delain i Epicy ale przede wszystkim moich ukochanych Within Temptation i Nightwish (solowa twórczość przegenialnej Tarji Turunen oraz niezłej, aktualnej wokalistki zespołu Floor Jansen jest mi także doskonale znana). Nie zatrzymałam się jednak – moje poszukiwania rozszerzyłam od dark wave, folku, alternatywy, wszelkiego indie i new age’u odkrywając – między innymi -  Lissę Gerrard (dzięki której odkryłam soundtracki i muzykę filmową), Enyę, Palomę Faith, London Grammar, KARI i Banks. Jednocześnie rozpoczęła się moja fascynacja muzyką lat 70., 80., kiedy muzycy mieli charyzmę, przez co światło aktualnych popowych wokalistek, o osobowości ameby, gaśnie przy nich jak zepsuta lampka. Guns N’ Roses, Nirvana, Metallica, The Rolling Stones, The Beatles oraz rejony bardziej popowe jak Whitney Huston, Mariah Carey, Michael Jackson i te taneczne jak ABBA czy Boney M, przy których piosenkach tańczę nawet o pierwszej w nocy. Między tymi wszystkimi gatunkami znajduje się jeszcze jeden zespół, korzystający ze wszystkich elementów, jakie reprezentują powyższe zespoły, tworząc kompozycje popowe, funkowe, balladowe, operowe i hard rockowe, łącząc to wszystko w swoim niepowtarzalnym stylem i widowiskowymi pozami wokalisty, jednego z największych oryginałów w muzyce w ogóle? O czym mówię? Oczywiście, że o jednej z wielkich legend – Królowej. Queen.

My lady soon will stir this way
In sorrow known
The White Queen walks and the night grows pale
Stars of lovingness in her hair

White Queen (As It Began)


Oczywiste jest, że najwięcej emocji w wokół tego zespołu wzbudza zmarły w 1991 roku wokalista, Freddie Mercury. To bardzo dziwna postać, jednocześnie jedna z legend muzyki, barwniejsza jeszcze od Johna Lennona i Elvisa Presley’a. Nieśmiały i zakompleksiony chłopiec z Zanzibaru, posiadający zbyt duże zęby i niezwykłą pamięć muzyczną stał się chyba jedną z najbarwniejszych postaci popkultury, legendą muzyki i jednym z najbardziej znanych wąsaczy wszechczasów (chociaż nie jestem pewna, czy towarzystwo Stalina odpowiadałoby mu). W blasku jego sławy i fenomenalnego głosu, którym bez problemów wykonywał nawet najtrudniejsze kompozycje jak Bohemian Rhaspody, kąpali się jego przyjaciele ze zespołu: gitarzysta Brian May ze swoją gitarą Red Special powstałą z kawałka domowego kominka, nieśmiały, wycofany John Deacon i Roger Taylor. Zapisali razem wiele ważnych kart muzyki ostatnich lat, wzbogacając świat takimi perełkami jak Show Must Go On, Another One Bites the Dust czy I Want to Break Free, ale także dokonali rewolucji sceny rockowej, otwierając ją na gatunkowy eklektyzm. To dzięki nim rock’n’roll tamtych czasów rozkwitł feerią barw kostiumów Mercury’ego. Jednak słuchając samych piosenek, bez większego kontekstu i tylko dla rozrywki, ciężko jest to zrozumieć ich fenomen, zrozumieć dziwny na pierwszy rzut oka zespół, nie mówiąc o docenieniu go aż do fascynacji nie tylko melodiami, ale i ludźmi, którzy je tworzyli. Możliwe jest to dopiero, kiedy sięgniemy po biografię zespołu i, w rytm kolejnych płyt, przeczytać, odkrywając historię niemal ze snu, ale jednocześnie bardzo realną jak żadna inna.

She’s a killer queen gunpowder, gelatine
Dynamite with a laser beam
Guaranteed to blow your mind (anytime)
Recommended at the price
Insatiable an apettite
Wanna try?

Killer Queen

Trudno jest napisać biografię zespołu – pisząc o jego historii, piszemy o ludziach, którzy go tworzyli, a człowieka nie da się zrozumieć opisując go w kilku akapitach czy krótkich rozdziałach, szczególnie, kiedy ma on jakiś wpływ na całokształt. Trzeba także przeanalizować interakcje poszczególnych członków między sobą, na które wpływa przecież wiele czynników, opisać genezę powstania kolejnych płyt, reakcje krytyków, publiczności i wielu osób – krócej lub dłużej – zaangażowanych w istnienie zespołu. To praca bardzo niewdzięczna, bo długa i wymagająca krytycznego podejścia do zebranych materiałów, nie mówiąc o opracowaniu ich w sposób wyważony, obiektywny, a zarazem ciekawy i atrakcyjny, by znaleźć nić porozumienia z czytelnikiem, najprawdopodobniej fanem danego zespołu, nie znudzić go powtarzanymi powszechnie frazesami, jeszcze bardziej starając się zafascynować opisywanymi postaciami. Dlatego na rynku brakuje biografii muzycznych w ogóle, lepiej nie wspominając o tych dobrych, wartych poznania. Czy więc i na tę książkę, kolejną pozycję o genialnym zespole, należy spuścić kurtynę milczenia i włożyć gdzieś na półkę, by zbierała kurz? Ano, weźmy lupę i przyjrzymy się bliżej.

Oh yes,
I’m great pretender
Pretending I’m doing well
My need is such
I pretend too much
I’m lonely but no one can tell

The Great Prentender
(solowy utwór Freddiego) 


Zaczyna się od koncertu Live Aid, jednego z największych zwycięstw Królowej. Autor opisuje nam zachowanie muzyków na scenie, przyglądając się im i zapoznając z nimi czytelnika. W następnych rozdziałach opisuje nam życie każdego z nich od narodzin, poprzez pełną muzycznych prób młodość, aż do spotkania w Queen. Najpierw poznajemy niejakiego Azjata, nazwiskiem Bulsara, jego chałturzenie i zachwyt muzyką, sceną, łażenie za swoimi przyjaciółmi-muzykami a także pierwsze próby graficzne i wokalne. W zwolnionym tempie pokazuje nam przemianę owego chłopaka w Freddiego Mercury’ego, genialną kreację nieśmiałego imigranta (sam zainteresowany, nagrywając na solową płytę piosenkę zatytułowaną The Great Pretender (PL: Wielki udawacz/mistyfikator; od pretend – udawać). Zadaje kluczowe pytanie o powód tej przebieranki, jednak nie daje jednoznacznej odpowiedzi, snując historię dalej i niezwykle szczegółowo rekonstruując sylwetkę wokalisty ze wspomnień rodziny, kolegów z klasy i przyjaciół z pierwszych zespołów, próbując ukazać nam, kim była ta postać, zanim stała się Freddiem.

I’m just a poor boy and nobody loves me
Bis-mil-lah!
No, we will not let you go (let him go)
Bis-mil-lah!
We will not let you go (let me go)
Bis-mil-lah!

Bohemian Rhaspody


Nieco mniej miejsca Autor poświęcił Brianowi May’owi i jego gitarze Red Special, która, muszę przyznać, fascynuje mnie od dawna. Brian był przecież zwykłym chłopakiem z muzycznymi marzeniami i głową, dosłownie, w chmurach (jest doktorem fizyki), który osiągnął zapewnie więcej niż marzył – wielką sławę i splendor, a także możliwość robienia tego, co kocha. Autor pokazuje trudne początki szkolnych zespołów Briana, jego muzyczną pasję, portretuje także ojca, złotą rączkę, który, mimo że nie podzielał pasji syna i raczej nie chciał, by Brian został muzykę, skonstruował ową legendarną gitarę. O Rodgeru Taylorze też nie dowiadujemy się dużo, poza tym, że w młodości grał na rondlach swojej mamy, jakby rytm tego instrumentu miał już we krwi, a także mamy okazję poznać jego drogę do Queen złożoną ze wzlotów i upadków kolejnych, szybko rozpadających się zespołach. Najmniej mamy o Johnie Deaconie, najcichszym członku zespołu i chyba najmniej zaangażowanym w jego działalność, chociaż spod jego ręki wyszły takie nieśmiertelne hity jak wspominane wyżej I Want to Break Free czy Another One Bites the Dust. Zawsze jednak Autor jest drobiazgowy, każdą ważną sprawę opatrując solidnym komentarzem, pełnym ciekawostek i nigdzie indziej niepublikowanych wypowiedzi, które sprawiają, że portret muzyków jest ciekawszy i pełniejszy, choć z drugiej strony książka może wprowadzić w dezorientację  fanów, którzy o zespole nie wiedzą zbyt wiele, a także tych, którzy nie mają pamięci do nazwisk, których w tekście przewija się sporo. 


Another one bites the dust
Another bites the dust
And another one gone and another one gone
Another one gone, yeah
Hey I’m gonna get you too
Another one bites the dust
Shoot out

Another One Bites the Dust


 Następne rozdziały poświęcone są rozwojowi Queen, w których Autor z entuzjazmem i drobiazgowością opisuje kolejne płyty, płynnie przechodząc do partii tekstu poświęconym życiu prywatnemu muzyków, recenzjom krytyki (w znacznej części negatywnego, cóż, w tamtych czasach nikt nie rozumiał, na czym polegał fenomen zespołu) i koncertom, nie zapominając o notowaniach, które wtedy stawały się coraz ważniejsze. Książka kończy się nie na śmierci Freddiego, ale, co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło, na zerwaniu współpracy Queen, a właściwie Maya i Taylora (Deacon po śmierci wokalisty wycofał się ze showbiznesu), z Paulem Rodgersem; w przypisach znajdujemy informację o kolejnym projekcie muzyków z Adamem Lambertem, nazwanym QUEEN + ADAM LAMBERT, który, jak wiecie, niedawno koncertował we Wrocławiu. Względna aktualność tej przecież nieskończonej jeszcze historii jest z pewnością kolejnym plusem książki – chociaż nie uważam, że zespół ma jeszcze jakieś szanse; jest legendą, a legendy mają to do siebie, że są przeszłością. Mówiąc dosadnie, nie uważam, że zespół bez Freddiego Mercury’ego (który z pewnością czułby się doskonale w świecie Internetu i większego zakresu tolerancji wybryków gwiazd) nie jest już tą samą Królową – to Bulsara i jego róże bez kolców, rzucane publiczności, nadawały zespołowi tą szczególną, jedyną oryginalność, która już nigdy nie zostanie powtórzona.



We are the champions - my friend
And we'll keep on fighting till the end
We are the champions
We are the champions
No time for losers
'Cause we are the champions of the world



We Are the Champions


Czytało się bardzo miło, szczególnie z powodu wartkiej, niemal powieściowej narracji, która wciągała i nie męczyła, mimo że książka jest naszpikowana ciekawostkami, faktami i wieloma innymi elementami tego rodzaju. Autor płynnie przechodzi od opisywania notowań kolejnych płyt i singli grupy do życia prywatnego poszczególnych członków, by zupełnie niezauważalnie zacząć opisywać kolejną trasę koncertową, splatając to wszystko w jedną historię. Przez styl przebija pasja i zaangażowanie w opowiadaną historię, ten nerw, dzięki któremu bardziej przeżywamy całą historię i nie jest ona tylko suchym sprawozdaniem z życia opisywanych ludzi, ale żywą opowieścią o nich, drgającą i kolorową. Bardzo podobało mi się to, że Autor nie chwali Freddiego (odetchnęłam z ulgą – nie spekuluje na jego temat, akceptując, że Mercury był zagadką), jak to robią inni biografowie zespołu, stara się za to wyeksponować sylwetki pozostałych muzyków grupy, którzy zazwyczaj giną w cieniu wielkiego wokalisty, a byli przecież tak samo jak on ważni. Nikogo nie zbyt nie faworyzuje, podkreśla tak samo wady jak zalety, pisze tym samym tonem o rzeczach w muzykach dobrych i złych, beznamiętnie opisuje szalone imprezy, nie moralizuje, przedstawia tylko fakty, poddając je ocenie żyjącym członkom zespołu (szczególnie niezwykle rozmownemu Brianowi Mayowi), ale nie samemu nie komentując niczego ponad miarę. To bardzo dobre podejście do tematu, bo daje możliwie najszersze spojrzenie na zespół i pozwala samemu wyrobić sobie zdanie na dany temat, dzięki czemu sami możemy zdecydować, kogo lubimy, a kogo nie. Największą zaletą takiego sposobu pisania jednak jest to, że poznajemy postacie z ich zaletami i wadami, bliższe nam, ludzkie, dzięki czemu możemy odnaleźć w nich cząstkę siebie, jakąś cieniusieńką nić, która z nas z nimi wiąże. Poznajemy ich naprawdę – a to chyba największa zaleta biografii, pisanej przecież w tym celu.

When love breaks up
When the dawn lights wake up
A new life is born
Somehow I have to make this final breakthru
Now

Breakthru

Warto także wspomnieć o wydaniu książki, bo przecież to jest bardzo ważne – o wiele łatwiej i milej czyta się pozycje wydane starannie i atrakcyjnie graficznie. Okładka, biała i twarda (co od razu wzbudziło mój zachwyt) dziwnie nawiązuje do wydanej niedawno płyty Queen Forever – czarno-białe plamy, tworzące twarze członków zespołu wyglądają intrygująco i minimalistycznie, a złoty napis, nieco w przepysznym stylu Freddiego, idealnie harmonizuje się z dwukolorową resztą (nie przeszkadza nawet czerwony podtytuł i logo radiowej Trójki). Taki sam napis mamy zresztą na grzbiecie, co, przy odpowiednim oświetleniu, daje naprawdę złote efekty. W tyle, oprócz obszernego opisu, patronatów i kilku wyjątków z recenzji, zdołano jeszcze upchnąć czarno-białą, klasyczną fotografię Jego Wysokości Freddiego Mercury’ego w królewskiej koronie i płaszczu, co zupełnie nie psuje dziwnej harmonii i konwencji, w jakiej utrzymana jest cała okładka. Zdjęcie wydaje się być na swoim miejscu i cieszy oko poczuciem humoru grafika oraz podsumowuje chyba wszystko, o czym jest książka – pokręcony, ale diabelnie inteligentny humor i przesada to przecież kwintesencja stylu Queen. Wnętrze książki jest również ciekawe: dobry papier, wkładka z interesującymi zdjęciami przedstawiającymi m.in.  początki zespołu, lata szkolne muzyków, ale i ciekawsze momenty nagrywania płyt oraz teledysków (zdjęcia z planu Radio GaGa czy I Want to Break Free), doskonale ilustrującymi tekst książki. Jednym minusem, jaki udało mi się znaleźć, jest brak indeksu – jeśli nawet nie było go w wydaniu oryginalnym, to warto byłoby go zamieścić. Przez książkę przewija się naprawdę dużo postaci, a rozdziały są objętościowo długie, ułatwiłoby to poszukanie interesującego fragmentu i szybkie przypomnienie sobie, kim była dana postać (taki Douglas Boggie, którego Autor wydobywa z mroków przeszłości, w innych biografiach nazywany Dougiem X, wiecie kim był?)


I’ll face it with a grin
I’m never giving in
On with the show!

Show Must Go On

Zdaję sobie sprawę, że wiele osób nie lubi Queen i Freddiego, albo nie fascynuje się muzyką poprzedniego wieku. Jest jednak to legenda, która kształtowała tamte pokolenia, wyznaczała trendy i pociągała, sprawiając niemniejsze poruszenie od dzisiejszych tytanów pop – One Direction, Justina Biebera i Miley Cyrus. Tylko, w przeciwieństwie do niej, była to muzyka międzypokoleniowa, która do dzisiaj pomaga zmniejszyć dystans między dziećmi a rodzicami, podoba się nawet starszym i wciąż zachwyca nie tylko ponadczasową świeżością, zjednując sobie coraz szersze grono fanów, wybrzmiewając w głośnikach stacji radiowych. W przeciwieństwie do dzisiejszych gwiazd (przepraszam, nie mam zamiaru krytykować ich fanów), które znikną po kilku latach, zostawiając po sobie miejsce, natychmiast wypełnione przez innych i tych wszystkich one hit wonders , które na koncertach śpiewają z playbacku, żeby nie wydało się, że obrabiają im głos, Queen będą żyli wiecznie – w zdjęciach i, przede wszystkim, każdej nucie muzyki, w każdym drgnieniu głosu wokalisty. A Freddie Mercury razem z Kurtem Cobainem i Michaelem Jacksonem będą świecić wciąż, nawet kiedy powoli stają się częścią nieśmiertelnej historii. A my co możemy zrobić? Chyba tylko czytać biografie takie jak ta, zdecydowanie godne ludzi, których opisują, takich jak ta. I słuchać ich muzyki, odkrywając za każdym razem nowe znaczenia i dźwięki.

There’s no time for us
There’s no place for us
What is this thing that builds our dreams yet slips away
Form us

Who wants to live forever
Who wants to live forever…?

Who Wants to Live Forever? 

Tytuł: „Queen. Królewska historia”
Autor: Mark Blake
Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu SQN

Wszystkie fragmenty tekstów piosenek Queen pochodzą z serwisu tekstowo.pl

7 komentarzy :

  1. Niestety dla mnie to kompletnie inny świat, więc raczej nie sięgnę mimo godnego polecenia :)
    Thievingbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Queen jest moim ulubionym zespołem na wieki (wychowałam się na nim, za co jestem wdzięczna mojemu tacie, który jest przewielkim fanem, za co mu dziękuję :)) i MUSZĘ tą książkę w końcu przeczytać!!!
    A Freddie był genialny, gdyby jeszcze trochę przeżył stworzyłby jeszcze więcej niesamowitych piosenek.
    Pozdrawiam
    withcoffeeandbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej, Twoja historia "poznawania" muzyki jest... niesamowita. Mimo że moja poszła w zupełnie innym kierunku, to doskonale Cię rozumiem - chyba kiedyś po prostu trzeba wyrosnąć z popowych brzmień.
    A po biografię raczej nie sięgnę - jak już wspominałam: nie moje klimaty - ale bardzo podoba mi się Twoja recenzja. Sama przyznałaś, że pisanie opinii o biografii jest trudne, a jednak Tobie się udało :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię Queen, jedynie ich piosenkę We are the champions ^^
    Za to moja była przyjaciółka miała bzika na ich punkcie, i to dosłownie. O Mercurym czytała wszystko, co się dało.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja ich szanuję, czasami posłucham, ale zafascynowana ich twórczością nie jestem, więc podziękuję.

    Pozdrawiam, Insane z przy-goracej-herbacie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Wczoraj skończyłem. Jest świetnie napisana, niebawem też ją zrecenzuję.
    Kocham QUEEN!

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!