Co
dobre kończy się szybko. Ale złe – również. To chyba jedyna
pociecha, jaką można mieć, patrząc na kalendarz. Przed nami
jesień i zima, to znaczy, że zbliżają się pluchy, opadające
liście i egipskie ciemności o szóstej rano i osiemnastej.
Chciałabym zapaść w sen zimowy i obudzić się dopiero na Boże
Narodzenie, jeden z moich ulubionych dni w roku, szczególnie, że
święta w tym roku zapowiadają się świetnie pod względem
książkowym. A potem znów zasnąć – najgorsze do przetrzymania
się dla mnie styczeń, luty i marzec. Męczące, długe, nudne. Ale
nie mogę. Chociażby dlatego, że – nie wiem, czy to jest dla was
dobra wiadomość – nie mam zamiaru opuszczać bloga bez słowa
wyjaśnienia, tak jak było to rok temu. W ogóle nie mam zamiaru go
opuszczać. Ale jak się sprawy potoczą, jeszcze zobaczymy.
Sierpień
był upalny. Ciężko mi znosić taką pogodę, więc kiedy byłam w
domu, chodziłam zmęczona, spocona i zła, co z pewnością nie
ułatwia czytania ani pisania. Dużo też odpoczywałam – lipiec
był bardzo pracowity i mówiąc szczerze, aż za bardzo. Dlatego
odpoczywałam dużo i intensywnie, nawet od czytania i w sumie nie
żałuję, bo wiele dla mnie znaczy chill out w
mojej wspaniałej wiejskiej Arkadii, gdzie obchodziłam swoje
urodziny. Mogło być lepiej. Ale nie jest. Dlaczego? Bo tak wyszło.
Przyznam się szczerze, że chyba pierwszy raz materia stawiała tak
zacięty opór, a może ja nie miałam na nic siły. W każdym razie
mam nadzieję, że dzięki takiemu odpoczynkowi zebrałam nieco siły
na następne dziewięć miesięcy.
Moje
głupie narzekania nie oznaczają, że recenzje nie będą się
pojawiać – wręcz przeciwnie. Może rzadziej, ale postaram się,
żeby było ich kilka, kilkadziesiąt miesięcznie. Pozostały czas
wypełnią serie blogowe – może trzy, może cztery, zobaczymy, jak
to pójdzie. W każdym razie postaram się, żeby się coś działo.
Może nie cokolwiek, bo wolę wykasować bloga niż wstawiać posty z
tysiącami zdjęć, ale coś na pewno. I mam nadzieję, że moje
pomysły zyskają Waszą aprobatę. Jeśli nie – zapraszam do
konstruktywnej krytyki i sugestii, najlepiej na blogowy adres zakurzone-stronice@wp.pl.
Co
do bloga – w poprzednim miesiącu napisałam, że decyduję się
zmianę. Delikatną, ale bardzo ważną. I nawet po tak krótkim
czasie widzę dużą poprawę, także jeśli chodzi o jakość
przeczytanych przeze mnie książek – jeszcze nie pamiętam tylu
dobrych ocen w jednym miesiącu (a większość z tych złych była
dla mnie prawdziwym rozczarowaniem, bo tych pozycjach spodziewałam
się czegoś lepszego. Ale to nie jest takie ważne, bo wydaje mi
się, że kiedy zakładałam bloga, chciałam być usatysfakcjonowana
tym, co robię, odkrywać kolejne perły literatury i polecać je
innym, tudzież dyskutować o nich. I teraz czuję satysfakcję.
Czuję, że wreszcie mój blog jest naprawdę mój,
odzwierciedla kawałek mnie. Naprawdę nie jestem wredną osobą i
cieszy mnie każda dobra ocena książki – więcej chwalenia niż
narzekania wyjdzie na zdrowie wszystkim. Mam też cichą nadzieję,
że komuś poleciłam jakąś lekturę, ktoś sięgnie po polecaną
przeze mnie pozycję (koniecznie rzućcie okiem na Króla
Trędowatego Zofii
Kossak-Szczuckiej - to najprawdopodobniej najlepsza książka
przeczytana przeze mnie w tym roku).
Chciałabym
jeszcze napisać o jednej kwestii – z pewnością przeczytaliście
informację, że nie biorę udziału w TAG-ach i LBA. Zrobiłam to z
kilku powodów. Po pierwsze, mało osób odpowiadało na moje
nominacje, co zabierało mi całą frajdę, po drugie wydaje mi się,
że po delikatnej zmianie tematyki recenzowanych książek zabawy
blogowe w pewien sposób gryzą się.
Zresztą czas spędzony na pisaniu TAGu czy opowiedzi do LBA mogłabym
poświęcić na pisanie recenzji, czytaniu czy robieniu czegoś
innego. Po trzecie jestem osobą prawdziwie sumienną, a ponieważ
dostawałam wiele nominacji, w końcu musiałabym całkowicie
zrezygnować z recenzji, które są moim piorytetem. Cóż, może
kiedyś wrócę do tego.
Żeby
zakończyć tę przydługą część pozytywnie, dziękuję Wam za
to, że jesteście. Że komentujecie, wchodzicie, czytacie. Chociaż
specjalnie statystykami się nie martwię, dla mnie jest to naprawdę
ważne. Nie wiem, jak to napisać – myślę więc, że wystarczy
jedno słowo. Dziękuję.
Teraz
możemy przejść do najważniejszego – ocen, ilości recenzji
czyli liczb, które w tym miesiącu badzo mnie interesują.
0/10 -
0,5/10 -
1/10
– 2 książki
1,5/10 -
2/10 -
2,5/10 -
3/10 -
3,5/10
– 1 książka
4/10 -
4,5/10 -
5/10
– 2 książki
5,5/10 -
6/10
– 2 książki
6,5/10 -
7/10 -
7,5/10
– 2 książki
8/10
– 2 książki
8,5/10 -
9/10 -
9,5/10 -
10/10
– 1 książka
W
sumie: 12 recenzji ( +
jedna książka; recenzja we wrześniu)
Średnia:
5,7
Jest różnica? Jest.
Średnia wyższa niż w czerwcu, mówiąc nawiasem, choć tylko o
kilka dziesiętnych. Co ciekawe, wtedy przeczytałam także taką
samą liczbę książek. Myślę, że byłoby lepiej, gdyby dwie
książki, które przeczytałam, nie okazały się roczarowaniem, nie
ma co narzekać, bo znów z literackiego morza wyłowiłam piękną
perełkę, co sprawia, że zapominam o wszystkich porażkach. W
każdym razie liczę na to, że przez przyszły miesiąc dobra passa
będzie trwać, a ja będę się nurzać w samych dobrych pozycjach,
okrywając coraz to nowe wspaniałe światy i zaprzyjaźniając się
z kolejnymi ciekawymi postaciami.
Najlepsza
książka sierpnia: Zofia
Kossak-Szczucka Król Trędowaty [recenzja]
Najgorsze
książki sierpnia: John
Green Szukając Alaski [recenzja];
Katarzyna Zyskowska-Ignaciak Ty jesteś moje imię
[recenzja]
Ciepłego września
i jak najwięcej czasu na książki, życzy
Kylie
Polub Zakurzone Stronice na
Facebooku [klik!]
Obserwuj Zakurzone Stronice
na Instagramie [klik!]
Dużo recenzji. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
http://miedzy--stronami.blogspot.com/
Nie pamiętam już czy było to w lipcu czy sierpniu, ale czytałam Twoją recenzję książki Tam, gdzie śpiewają drzewa i mimo niskiej oceny naprawdę zechciałam ją przeczytać i myślę, że jak nadarzy się okazja to to zrobię :>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
secretsofbooks.blogspot.com
12 recenzji to naprawdę dużo ;) Gratuluję tak udanego sierpnia :)
OdpowiedzUsuńWow ile recenzji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
blog--ksiazkoholiczki.blogspot.com
Ja w tym miesiącu przeczytałam piętnaście książek i jestem z siebie dumna... a upały tylko przeszkodziły mi w wychodzeniu z domu i mogłam czytać jeszcze więcej, więc tutaj nie narzekam :)
OdpowiedzUsuńGratuluję świetnego wyniku, też uwielbiam Boże Narodzenie, o ile jest klimatyczne i nastrojowe :)
Bardzo lubię Twoje recenzje i chociaż mnie tu chwilami brakuje to wiedz, że często wracam i czytam kilka postów na raz. Powodzenia w postawionych przez siebie celach w związku z blogiem i abyś zawsze wiedziała, że jest Twój.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
http://mianigralibro.blogspot.com/
12 recenzji to bardzo dużo, ja jedynie nie zgadzam się co do Greena, bo "Szukając Alaski" jest jak dla mnie najlepszą jego książką.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci pięknego i zaczytanego września! :)
W końcu znalazłam kogoś, kto nie szaleje za każdym słowem rzuconym przez Greena! ;p
OdpowiedzUsuńPlany świetne, powodzenia w realizacji, weny i czasu życzę, przyda się podczas tych 9 miesięcy męki ;)
Te upały to jakaś masakra. Przez gorąco człowiek spocony i zły, czytać i pisać się nie chce, a przez to poziom irytacji jeszcze bardziej wzrasta, że nic nie rusza z miejsca z czytaniem. Błędne koło. :D
OdpowiedzUsuń12 recenzji to imponujący wynik mimo takiego żaru lejącego się z nieba. :)
http://zaczytana-dolina.blogspot.com/
Gratuluję :)
OdpowiedzUsuńhttp://gabrysiekrecenzuje.blogspot.com/
Wow, sporo recenzji napisałaś. Jestem pod wrażeniem!
OdpowiedzUsuńTrochę niska ta średnia ocen :D niewiele ponad połowię :D
OdpowiedzUsuńPiękny wynik! Gratuluję szczerze i zazdraszczam! :D
OdpowiedzUsuńNaprawdę miałaś udany miesiąc. Mi udało się przeczytać 10 książek. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńhouseofreaders.blogspot.com
Jeju, 12 recenzji - wow. Ja niestety nie znalazłam tyle czasu na pisanie, bo korzystałam z ostatniego miesiąca wakacji. Cieszę się, że wypoczęłaś i dobrze wykorzystałaś te 31 dni. Wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuńGratuluję, wynik super! :)
OdpowiedzUsuńNareszcie ktoś sprawiedliwe ocenił którąś z książek Johna Greena! Chodzi mi o to, że spotkałam się głównie z takimi opiniami, że wszystkie jego książki są wspaniałe i najlepsze na świecie. ;)
OdpowiedzUsuńCoraz częściej spotykam się z negatywnymi opiniami "Szukając Alaski" - to chyba się już przejadło. Zielony trochę też. :)
OdpowiedzUsuń