Już październik! Czy ja nigdy nie przestanę dziwić się, że
ten czas mija tak szybko? Kolejny miesiąc przeleciał jak biczem strzelił. Choć
z drugiej strony może to i dobrze – październik nie należy do moich ulubionych
miesięcy, a powodem jest pogoda, która skutecznie zniechęca do zbierania kości
z tapczanu i brak słońca. Dzięki temu, mimo przesunięcia godziny, o siódmej
rano mam wrażenie jakby to była dopiero – nie przesadzając – trzecia nad ranem.
No i jeszcze to zimno. Jak można odciągać mnie od grzejnika i wyciągać spod
kocyka? Szczególnie że nie wszędzie kaloryfery działają, co samo w sobie jest
strasznym okrucieństwem. Wszystko razem sprawia, że książki pozostają na
dalszym planie, a i nawet po zaaplikowaniu sporej dawki kofeiny przypominam
Grumpy Cata bardziej niż jakiekolwiek inne stworzenie na tej planecie pełnej,
ciepłych miejsc, do których nie mogę wyjechać na całą zimę. wesołych Dlatego
odliczam dni od Świąt i tygodnia – a może nawet więcej – wypoczynku, wlokąc się
do weekendów, które jak na złość stają się coraz krótsze. Tym bardziej krótsze,
że przybywa coraz więcej wspaniałych książek, które chciałabym przeczytać, a do
głowy przychodzi coraz więcej słów i myśli, które mogłabym użyć w recenzjach.
Nawet nie wyobrażacie sobie jakie to smutne. Oczywiście nie wspominam tu o
płytach, których nie przesłuchałam do końca, ponieważ zasnęłam i których nie
potrafiłam docenić. Ile to jeszcze potrwa? Ja chcę już wiosnę! Albo
przynajmniej śnieg za oknem, kakao i zero problemów. Mam już dość zimy, zanim
naprawdę się zaczęła.
Ale nie narzekam, bo i Wy prawdopodobnie nie macie dobrego
humoru, a moje dziecinne narzekania psują Wam go jeszcze bardziej. Przejdźmy do
podsumowania z prawdziwego zdarzenia, czyli gdybania na temat tego, co w tym
miesiącu (nie) pojawiło się na blogu. Bo poza konkursem – którego rozwiązanie
już w niedzielę – i kilkoma nowymi, ciekawymi współpracami recenzenckimi nic tu
interesującego się nie działo i tygodniowe dziury, kiedy nie miałam czasu
spokojnie usiąść i pomyśleć, nie mówiąc o napisaniu czegokolwiek trzymającego
się kupy, zapychały kolejne odcinki Poetyckiej Niedzieli. Zresztą bardzo się
cieszę, że polubiliście ten cykl, co piszecie mi w komentarzach. To bardzo dużo
dla mnie znaczy, szczególnie że wstawianie wiersza w każdą niedzielę jest
rzeczą dla mnie bardzo ważną, z różnych powodów, choć niewątpliwie ważnym
zadaniem wierszy jest ratowanie Zakurzonych Stronic, kiedy jest ryzyko, że nie
dam rady skrobnąć żadnej recenzji czy dłuższego tekstu. Chociaż mam nadzieję,
że w tym miesiącu tak źle nie będzie, bo mam spore zaległości i moim zadaniem
jest je nadrobić; w dodatku zawarłam kilka nowych, obiecujących współprac
recenzenckich, co skutkuje poszerzeniem moich czytelniczych zainteresowań.
Znalazłam także kilka stałych źródeł nowych książek, które tylko zachęcają mnie
do coraz większego uzależniania się od czytania. Mam także kilka zupełnie
nowych pomysłów na innowacje na Zakurzonych Stronicach i kiedy czas na to
pozwoli coś jeszcze – jak zwykle pozmieniam. W każdym razie zobaczymy.
Tak jak pisałam miesiąc wcześniej, blogowy Instagram
wygasa, ewentualne zdjęcia będą pojawiać się na Facebooku. Niepewny jest także
los kolaży, w każdym razie dopóki nie wykombinuję jakiegoś dobrego, darmowego
programu graficznego umożliwiającego ich tworzenie (jeśli jakiś znacie, proszę,
napiszcie w komentarzach).
Przechodzimy zatem do spraw najważniejszych – książek i
recenzji. Trzeba przyznać, że w tym miesiącu było – delikatnie mówiąc – średnio
ilościowo, ale za to świetnie jakościowo.
Przeważająca większość z nich była względnymi nowościami, bo były to
egzemplarze recenzenckie, więc mimo że na moich półkach pojawiło się mnóstwo
innych ciekawych rzeczy (świadectwa wydawania wszystkich pieniędzy na książki),
nie miałam czasu nawet ich dotknąć i gruntownie przejrzeć. No dobrze,
przesadzam. W każdym razie dopiero teraz zobaczyłam jak wielkie mam zaległości
i ile tego wszystkiego zostanie mi na resztki czasu, które bezsprzecznie będę
mogła nazwać wolnym. Ale znów narzekam. Żebyście nie musieli tego wszystkiego
czytać, przechodzę do konkretów.
0/10 -
0,5/10 –
1/10 -
1,5/10 -
2/10 -
2,5/10 – 1 książka
3/10 –
3,5/10 – 1 książka
4/10 –
4,5/10 –
5/10 –
5,5/10 –
6/10 – 1 książka
6,5/10 – 1 książka
7/10 –
7,5/10 –
8/10 – 1 książka
8,5/10 –
9/10 –
9,5/10 –
10/10 – 1 książka
Ilość recenzji: 6
Średnia: 6
Mimo wszystko październik podzielił sukces września.
Bardzo się cieszę, że jednak udaje mi się dobierać lepsze książki, czytać lepszą
literaturę i w końcu czerpać z tego tyle radości ile się da. Dobrze zresztą
wiedzieć, że lekka zmiana profilu bloga na recenzje książek poważniejszych,
znacznie bardziej ambitnych (a przynajmniej na takie, które wyglądają na
ambitne) i rezygnowanie z większości czytadeł daje takie efekty. Bo – wbrew
wszystkim pozorom – nie lubię pisać źle o książkach, wręcz przeciwnie: mogę je
chwalić, marzę, żeby wszystkie książki były dobre. I to marzenie zaczyna się
spełniać.
Najlepsza książka
października: Sofokles,
Król Edyp [recenzja]
Najgorsza książka
października: Susan
Monk Kidd, Sekretne życie pszczół [recenzja]
Ciepłego, miłego listopada życzy,
Kylie
Polub Zakurzone Stronice na
Facebooku [klik!]
Oj nie tylko tobie czas szybko mija. Ciesze się, że w październiku lepiej trafiałaś z książkami :) U mnie było wiele rozczarowań :(
OdpowiedzUsuńPodzielam Twoje zdanie- to zimno i raczej niemrawa pogoda zniechęca skutecznie. Wystarczy, że wrócę do domu i zasypiam na stojąco. Staram się jednak czytać jak najwięcej, więc najgorzej również nie jest ;)
OdpowiedzUsuńMiałaś bardzo dobry październik, taka średnia jest całkowicie satysfakcjonująca :) Wspaniale, że udaje Ci się czytać same dobre książki, zdecydowanie przyjemniej jest pisać pochlebne opinie :)
Gratuluję również kolejnych współprac! :D
Pozdrawiam!
NiczymSzeherezada.blogspot.com
Ja natomiast uwielbiam zimę i z każdym kolejnym dniem czuję jak napływają do mnie nowe siły życiowe. Co do wyników - liczy się jakość. Osobiście, łatwiej mi pisać recenzje negatywne, albo książek przeciętnych, niż wychwalać dobre pozycje. Oczywiście recenzje pozytywne też wstawiam, jednak napisanie ich zabiera mi o wiele więcej czasu i zawsze mam wrażenie, że są sztuczne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę udanego listopada. I ciepełka.
http://niezapomniany-czas-czyli-o-ksiazkach.blogspot.com/
O? Nie pokochałaś 'Sekretnego życia pszczół"?
OdpowiedzUsuńSekretne życie pszczół mam w planach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Co do darmowych programów graficznych, próbowałaś może narzędzi online: http://photogramio.com/ --> z tego korzystam, gdy nie chce mi się odpalać Gimpa i czekać aż się załaduje, do podstawowej obróbki zdjęć (unormowanie kolorów, przycinanie, kadrowanie, dodawanie filtrów/tekstur), ale na stronie jest też możliwość tworzenia kolarzy. I jeszcze taka: http://www.picmonkey.com/ --> ale korzystałam z wersji demo, całkiem fajna aplikacja z zaawansowanymi narzędziami (nawet programy graficzne na PC takich funkcji nie posiadają) i także możliwość tworzenia kolarzy - wersja demo jest na 30 dni darmowa.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń