wtorek, 8 lipca 2014

Nie zapomnę, nevermore. Recenzja książki

Ekhem. Nie wiem, co napisać. Nie jestem dobra w pisaniu takich rzeczy. Wiem, że jestem dość rzadko, na pewno rzadziej niż Wy na swoich blogach. Ale to tylko dlatego, że dbam o jakość każdego posta, włącznie z tymi starymi i jeszcze skrobię sobie na boku. No ale to nie jest powód, by pod ostatnią recenzją, nową, był tylko jeden komentarz. Dlaczego? Możecie mi powiedzieć, co się stało? Przecież, mam nadzieję, chyba nie uznaliście, że to miejsce jest beznadziejne? Jeśli coś jest nie tak, napiszcie proszę. A jeśli nie, postaram się o tym zapomnieć.

Pierwszy odcinek warsztatów się pisze i skończę go, jeśli dacie mi motywację, niedługo 10 najgorszych książek. Recenzje będą się pojawiać, nawet jeśli nikt nie będzie czytać/komentować.
Ciepło pozdrawiam.

***

Kilka lat temu polski pisarz fantasy, pan Andrzej Pilipiuk, skarżył się, że nie ma fantastyki dla młodzieży. Ani w Polsce, ani na świecie, oczywiście wyjmując cykl książek o Harrym Potterze. A teraz jesteśmy świadkami zalewu rynku powieściami tego typu. Wydawane są w podrzędnych wydawnictwach, w maleńkich oficynach wydawniczych, z lepszymi lub gorszymi okładkami. Niektóre drukowane są grube pieniądze w dobrych wydawnictwach, ale za to nie zyskują u nas w Polsce takiej popularności jak gdzieś indziej. Niektóre stają się jednak megasławne. Powiedzmy sobie szczerze – najlepsze książki, choć są drukowane przez dobre wydawnictwa, pozostają niezauważone w tak szerokim gronie jak, powiedzmy sobie „Zmierzch”, bo na miejsce tego powieścidła powinna być trylogia „Igrzyska Śmierci”, o sto razy lepsza. Tak samo jest i w przypadku innych. Tak samo jest w przypadku i tej. Bo jak odróżnić książkę dobrą od złej?

Początkowo byłam nastawiona bardzo sceptycznie. Biały kruk na fioletowej okładce książki wyglądał dość osobliwie i zapowiadał ciekawą lekturę, ale wiedziałam, że białe ręce z jabłkiem na okładce „Zmierzchu” też zapraszały do otworzenia cegły i czytania. A ten napis na okładce.. Owszem, bardzo fascynujący był, ale na tym też się nie raz sparzyłam. Wreszcie odważyłam się i ściągnęłam ebooka, żeby zmierzyć się z książką w takiej postaci. Kiedy mi się spodoba, pomyślałam, kupię sobie w empiku.

Isobel jest cheerleaderką, ma sweetaśną przyjaciółkę Nicki (od razu się z Nicki Minaj kojarzy..) i chłopaka, mięśniaka Brada a także młodszego brata Danny'ego. Taka sobie, ot, zwyczajna dziewczyna, którą często mijamy na szkolnych korytarzach. Słucha popu, nauką za bardzo się nie przejmuje, w ogóle jakoś tam sobie żyje. Do dnia, kiedy nauczyciel języka angielskiego każe im w przeddzień Halloween przygotować projekt o jakimś zmarłym pisarzu, w grupach. Isobel zostaje przydzielony ponury chłopak z subkultury gotów, Varen. Zdenerwowana dziewczyna przystaje na jego pomysł, żeby zrobić projekt o Allanie Aleksandrze Poe. Jak chcecie, możecie sobie o nim mnóstwo wygooglować, powiem tylko, że zmarł w bardzo tajemniczych okolicznościach do dzisiejszego dnia rozbudzających wyobraźnię pisarzy. Tak zaczyna się jazda w dół – świat realny Isobel zlewa się z snami, bardzo psychodelicznymi zresztą, potwory z wyobraźni Varena i świat opowiadań Poego zaczynają dziewczynę coraz bardziej otaczać, rujnować rzeczywistość w której żyła, w dodatku na drodze staje jeszcze jedno – miłość. Nie jest jednak cukierkowa, jest siłą nieszczącą, destrukcyjną i straszną. Dziewczyna odkrywa straszliwy świat będący wytworem wyobraźni dwóch życiowych nieudaczników, pełen potworów, fałszywych przyjaciół i kruków, a także królującej nad wszystkim demonicznej Lilith (oj, nie przypadkowo wybrano ją, oj nie). A wszystko to w rytmie zniewalającej, mrocznej prozy Poego i przepięknych gotyckich ballad.

Książkę otwiera Prolog. Prolog o Poem, oczywiście, i interpretacji Autorki dotyczącej jego dotąd niewyjaśnionej śmierci. Na pewno jest bardzo oryginalny, inny i zachęcający do zapoznania się z treścią książki, przed tym, kiedy przed naszymi oczami zaczyna się szybko rozwijać coraz bardziej tajemniczy wątek Varena i Isobel, historia, która z każdą kolejną kartką staje się mroczniejsza i coraz mniej realna. Akcji jest dużo, ciągle się coś dzieje, jednak nic nie jest tu chaotycznego – pisarka daje nam chwilę na nabranie oddechu, by zaraz wciągnąć w jeszcze większy wir. Kiedy dotrzemy do Epilogu, mamy ogromny apetyt na część drugą – opakowaną w białą okładkę, z czarnym krukiem, który od razu jeszcze bardziej zachęca nas do lektury.

Nie jest to kolejny odmóżdżacz, ponieważ lektura wymaga niezłego przygotowania – przynajmniej kilku podstawowych informacji o Poem, znajomości jego twórczości (szczególnie wiersza „The Raven” - „Kruk”, w którym na wszystkie pytania podmiotu lirycznego kruk odpowiada ponurym 'Nevermore', nigdy więcej, stąd zresztą tytuł książki) a także wielu innych spraw dotyczących literatury – jak choćby legenda o Lilith. W ogóle odniesień do literatury jest więcej i trzeba być nieźle oczytanym, żeby to wszystko zauważyć.

Język powieści jest plastyczny, bogaty. Tak, że ta książka staje się nie tylko opowieścią, ale i doznaniem – doznaniem dźwięków mojej ukochanej gotyckiej muzyki, doznaniem strachu przed światem chorych snów Poego i Varena, pełnych straszliwych istot, zagadkowych miejsc i psychodelicznych postaci, ożywionych przez Autorkę tak umiejętnie, że mamy wrażenie, że naprawdę wzięły się z powieści i opowiadań Poego, zaludniając i tworząc własny świat. Psychologia bohaterów także jest wiarygodna – Isobel to normalna dziewczyna, która w obliczu śmiertelnego zagrożenia stawia czoła przeciwnościom. Varen.. Varen oprócz tajemniczego i złowrogiego Reynoldsa, jest najlepszą, także z psychologicznego punktu widzenia, postacią. To odrzucony, samotny chłopak, którego ukochana matka zmarła a ojciec (cóż, ekhem..) za bardzo go nie szanuje, mówiąc delikatnie. Pod wpływem lektury dzieł Poego,ucieka  w świat swej wyobraźni, która w końcu przeobraża się w stworzony przez wielkiego pisarza świat, straszliwie prawdziwy. Jestem w stanie go zrozumieć, w końcu jestem całkiem podobna do niego i bardzo mu współczuję.

Książka może i ma jakieś minusy, jednak chyba ich nie zauważyłam. O schematyczność, monotematyczność i coś tam jeszcze posądzać nie ma co, bo jest wręcz przeciwnie. Na nudę też nie mogłam się skarżyć, ani na humor, z którego koń się śmieje, bo było tu nieco czarnego humoru niemal rodem z „Mistrza i Małgorzaty”. O, tak, już mam. Czasem język jednak szwankował, opis bitwy między Czerwoną Śmiercią a Reynoldsem był dość nieporadny, brakowało mu czegoś, jakiejś takiej finezji dlatego wyszło dość pokracznie i jakoś tak kontrastowo do reszty utworu. Cóż, błędy właściwe debiutantom. Kiedy Autorka będzie pisała jeszcze kilka, kilkanaście lat owe błędy i nieporadności językowe znikną jeden po drugim.

Irytowały mnie także postacie taty Varena i taty Isobel. Jeden to tyran, tak naprawdę nie wiadomo dlaczego, drugi (znów nie wiadomo dlaczego) nie lubi Varena. Dlaczego? Cóż, nie ma ani jednego, najmniejszego słówka na ten temat, a ja jestem ciekawa. Zresztą to trochę takie niedopracowanie, trochę nielogiczność. Nie lubię, kiedy w książkach czegoś brakuje. I nie mówcie, proszę,

Piosenką Evanescence, całkowicie pasującą do powieści, jest „Lacrymosa”, oparta na „Requiem” Mozarta. Nie wiem, czy przez ten początek, dziwnie kojarzący się z Prologiem powieści, czy przez tekst, czy może przez muzykę i chór w tle głosu Amy Lee, śpiewający różne kwestie piękną, gotycką łaciną z „Amen” na końcu. Nie mam pojęcia. A może przez klimat, który jest taki sam w obu dziełach sztuki? Możliwe. Tak, to bardzo możliwe. Ten sam nastrój, te same kolory tańczące przed oczami, obrazy nasuwające się przed oczy w takt dźwięków: drobinki pyłu tańczące na wietrze, nocne widziadła i miłość. Ale nie miłość modelki do DJ, tylko prawdziwa, gotycka miłość mogąca zniszczyć świat.
Spodobała mi się bardzo, bardzo, jak niewiele książek dla nastolatek. Jest wśród nich perełką: klimatyczna, zaskakująca, pełna odniesień do literatury, oryginalna. I aż dziw, że napisała ją debiutantka – osoby, które piszą dla młodzieży od lat, rzadko swoimi seriami, wciąż takimi samymi,  dotrą do tego poziomu. I dziwię się, że książka, o zasługująca na wiele więcej, nie została sfilmowana ani nie ma jakiś gadżetów. Kto wie... może kiedyś ludzie docenią ją, tak samo jak „Igrzyska śmierci”? Ale choć wszyscy ludzie powiedzą, że to warto zapomnieć, że to taki chłam, ja powiem im coś innego.  Bo od czasu, kiedy przeczytałam ją, nigdy więcej jej nie zapomnę. Nevermore I will forget it.

Tytuł „Nevermore. Kruk”
Autor: Kelly Creagh
Moja ocena: 7/10

(recenzja archiwalna)

6 komentarzy :

  1. Sporadycznie sięgam po fantastykę, ale na „Nevermore. Kruk” wyjątkowo mam ochotę i to od bardzo dawna. Co prawda w sieci krążą na jej temat skrajne recenzje, ale ja zaufam twojej i skuszę się na tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam już w blogosferze różne opinie na temat tej książki. Twoja recenzja bardzo mnie zachęciła i jutro biegnę do biblioteki...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaintrygowałaś mnie, poszukam tej książki:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam tę książkę na półce ale jakoś nie składa się do lektury :/ Czasu mało...

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem tak, mam w planach tę książkę, ale kompletnie nie wiem czy w tym roku uda mi się ją przeczytać. Mam takie zaległości....

    OdpowiedzUsuń
  6. Ode mnie "Nevermore" też dostało 7. Inspiracje twórczością Poego były świetnym pomysłem. Również panujący w książce klimat bardzo tu pasuje. Chętnie przeczytałabym następną część. ;)

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!