Tak, wiem. Jest połowa lutego, a większość książkofilów
penetruje już nowości marcowe i nie ogląda się na to, co było rok temu.
Podsumowania tego rodzaju, z tego co się orientuję, również były. Ale nie ważne.
Dopiero teraz budzę się z zimowego snu i powoli podsumowuję kolejny rok mojego
żywota, również pod względem książek, które przeczytałam; zamykając pewien
okres w moim życiu przeglądam sobie zeszłoroczne lektury chcąc odnaleźć emocje,
które towarzyszyły mi przy ich lekturze, jeszcze raz czytając swoje recenzje,
przynajmniej pobieżnie, bo moje teksty po pewnym czasie budzą we mnie tylko
irytację. I robiąc to, od razu wiem – bardzo trudno będzie wybrać te dziesięć
najlepszych, a ułożenie je w rankingu od najlepszych do najgorszych jest
zadaniem, którego wolę się nie podejmować. Ale trudno, obiecałam sobie, teraz
mogę tylko płakać, że wiele dobrych rzeczy pozostanie poza rankingiem, bo nie
są aż tak dobre by znaleźć się w pierwszej dziesiątce. Ale jak dziesięć to
dziesięć. Od razu zaznaczam, żeby potem nie było wątpliwości, że większość z
tych książek nie została wydana w 2015, tylko w tym roku przeze mnie
przeczytana. Nie orientuję się kompletnie w tysiącach książkowych premier i
właściwie o to nie dbam. Chodzi mi tu o książki, które w 2015 roku jakoś
zmieniły moje życie, nauczyły, zafascynowały, ale też zachwyciły wykonaniem i
dlatego zasłużyły sobie na wzmiankę.
1. Zofia Kossak-Szczucka Król
Trędowaty
Już dawno żadna książka nie wstrząsnęła podstawami mojego
świata jak ta. Tematem, wykonaniem, językiem, wszystkim. Już dawno żadna
książka nie wciągnęła mnie do swojego świata tak głęboko i zaczarowała swoim
klimatem i przesłaniem, o wiele głębszym niż wydaje się to na pierwszy rzut
oka. Tak, jestem w stanie przebaczyć pani Zofii nawet kilka historycznych
potknięć i karkołomnych tez, a mój szacunek zyskuje nawet poszukaniem i analizą
źródeł (biorąc pod uwagę stan badań nad krucjatami z przełomu XIX i XX wieku…),
niezbędnych do tak ciekawego i głębokiego odmalowania realiów średniowiecznego
Bliskiego Wschodu w początkowej fazie upadku Królestwa Jerozolimskiego. Ba!
Całość została odmalowana w niezwykle sugestywny, a więc i rozdzierający
sposób, który niewątpliwie poruszy każdego książkowego wrażliwca, nie mówiąc o
tych ofiarach losu, które tak jak ja niezdrowo fascynują się wszystkim, co
dotyczy tego okresu historycznego. Słowem więc, po lekturze tej książki w
wakacje, wciąż zbieram z podłogi swoją szczękę.
2. Sofokles Król Edyp
Kolejna książka, która, poza zachwycaniem się nad
artystyczno-techniczną kwestią, dostarczyła mi rozmyślań na bezsenne noce i
kilka ciekawych, aczkolwiek smutnych, spostrzeżeń. Okrucieństwo losu Edypa jest
wcale do podobne do tego, co w życiu spotkało Baldwina IV, bohatera opisanej
wyżej powieści. I to jest tylko początek refleksji, bo ilość interpretacji
dramatu jest niemalże nieograniczona, tyle że coraz bardziej fatalistyczna. Czy
naprawdę jest tak, jak mówi Sofokles? Życie ludzie jest tylko gierką bezdusznej
pułapki losu? Brr, całość nabiera jeszcze groźniejszego wydźwięku połączone z
klasyczną, nienaganną formą dramatu greckiego i eleganckim, wzniosłym
słownictwem, pod powierzchnią którego kotłują się emocje, które Autor potrafi
świetnie oddać. Ale ostatecznie, w końcowej scenie, mimo wszystko, wywołuje
swoiste katharsis, nawet jeśli
obcujemy tylko z tekstem. Bo problem Edypa to coś, z czym każdy z nas zmierzy
się pewnego dnia. I ostatnio o tym boleśnie przekonałam się w praktyce.
3. Emily Brontë Wichrowe Wzgórza
Mroczna, dziwna opowieść rozgrywająca się pośród dzikich
wrzosowisk? Tysiące płaszczyzn interpretacyjnych, duchy, nawiedzeni bohaterowie
i ten gotycki romantyzm? Tak, to jak najbardziej moja bajka. No i to wszystko w
wspaniałej, artystycznej formie, napisane językiem, który sprawia, że
przedstawiona historia wciąga do tego stopnia, że niemal namacalnie przenosimy
się na Wuthering Heights. Ba, ta opowieść wciąga, hipnotyzuje, zapiera dech w
piersiach i przeraża, a to wszystko naraz. Na początku byłam zdziwiona i
przerażona, a potem zaczęło mi się to niezwykle podobać, bo przecież trudno
znaleźć książkę w podobnej stylistce, która wywołuje takie uczucia. I poza tym
chciałam więcej, co oznaczało kilkakrotne przeczytanie tego arcydzieła
niewątpliwie najbardziej zdolnej ze sióstr Brontë połączone z coraz większym
zakochiwaniem się w tej historii, choć trudno uwierzyć, że można bardziej.
Myślę też, że nawet jeśli przeczytam powieść jeszcze z kilka razy i tak mi się
nie znudzi – bo jak mogą się znudzić klimaty jak z wyrafinowanego,
schizofrenicznego horroru połączone z niezwykłą zmysłowością? Dobra, chyba
trochę przesadzam. Ale mój egzemplarz pieczołowicie chowam w szafce zza szkłem,
bojąc się zniszczenia takiej cennej rzeczy. A tak robię tylko dla niewielu książek.
Pierwszy z przedstawicieli Australii na tej liście.
Dzieło, które ten pan napisał, nie dawało mi spokoju przez kilka dni po jego
przeczytaniu i zmieniłO moje poglądy na wojnę na Pacyfiku. Ale to nie tylko
powieść o rozliczeniu się wojenną traumą – podobną do naszej, polskiej – bo
całość ma uniwersalny, ale i pesymistyczny wydźwięk. Przede wszystkim w kwestii
zrozumienia zbrodni, niesprawiedliwości, przedziwnych mechanizmów losu
rządzących światem i tych wszystkich pytań, które ludzkość zadaje sobie od
początku swojego świadomego istnienia. Ta warstwa powieści zapada głęboko w
pamięć i nie daje o sobie zapomnieć, niepokojąc każdego, kto bierze się za
rozważanie takich kwestii. A co, jeśli świat po prostu istnieje, bez większego
sensu i celu, istnieje z całą ludzką głupotą, okrucieństwem i małostkowością? I
musimy to zaakceptować, by dalej żyć? Nagle Kolej
Śmierci między Birmą a Kalkutą staje się symbolem całego zła, jakiego
doświadczamy w życiu, całego balastu, z którym trzeba żyć. I na tym chyba
polega cała wielkość powieści, która urosła w moim umyśle do rangi opus magnum Autora i czegoś, co trzeba
znać, jak wszystko, co kiedyś z pewnością stanie się klasyką.
Nazywanie pani Elżbiety XXI-wiecznym Henrykiem
Sienkiewiczem jest z pewnością na wyrost, ale i tak w jej cudownie grubych
książkach można zatonąć, szczególnie że to powieści z gatunku tych, co czyta
się bardzo szybko. No i jeszcze historia. Żywa, mroczna historia z odmętów
polskiego średniowiecza, z postaciami, które przestają już być tylko
namalowanymi na starych freskach sylwetkami albo kolejnymi z listy imion w
podręczniku, ale żywymi postaciami, które jesteśmy w stanie zrozumieć czy utożsamić
się z nimi. Zresztą książka – jak i poprzednia część – jest dziełem
plastycznym, pięknym pod względem stylistycznym i językowym i, co
najważniejsze, niezwykle filmowym. Oczywiście film czy serial nie emanowałby tą
niezwykłą, niemal namacalną średniowieczną atmosferą i nie pozwalałby tak
głęboko zajrzeć w psychikę bohaterów, ale
tak pozostałby czymś nowym w polskiej kinematografii. Ba, jeśli książki
zostały okrzyknięte polską Grą o Tron, co
w sumie nie jest najgłupszym porównaniem, to i adaptacja ma duże szanse. I
nawet jeśli to tylko oderwane od rzeczywistości marzenia blogowego zgreda, to i
tak powieść jest perełką w moich zbiorach.
6. William Shakespeare Romeo i Julia
Krótko mogłabym powiedzieć, że to jedna z najbardziej
udanych historii miłosnych, jeśli porównywać do innych sentymentalnych tworów. Nawet
jeśli kochankowie mieli po szesnaście lat, a ich dialogi są poetyckie
(utrzymane nawet w formie sonetu!). Dramat ten ma w sobie coś z naturalności, z
piękna, które nie jest udawane. Dlatego mimo całej romantycznej otoczki
opowieść jest smutna i dziwnie prawdziwa. To także zasługa Autora, który –
wiadomo – wielkim artystą pióra był. Momentami sztuka skrzy się przekornym,
złośliwym nawet humorem, a zakończenie dramatu, przynajmniej w mojej ocenie,
jest bardziej ironicznie niż tragicznie. No i przecież każda dziewczyna,
szczególnie ukryta romantyczka taka jak ja, chciałby przeżyć coś podobnego,
nawet jeśli miałoby to skończyć się jak tutaj. Może to nie jest takie ważne, bo
rzecz można czytać tylko dla estetycznej przyjemności obcowania z harmonią
struktury dramatu, pięknym językiem (nawet wtedy, kiedy Autora ponosi
wyobraźnia w zakresie wymyślania miłosnych metafor) i misterną konstrukcją, to
całość nabiera większego znaczenia dla mnie, osoby, która najprawdopodobniej
Julią nigdy nie będzie. Bo widzicie, to zawsze lżej, kiedy przeczyta się
autentycznie piękną historię miłosną, rzecz, która tak samo fascynuje i wzrusza
od tylu już wieków.
Pamiętam jeszcze ten dzień sprzed ponad czterech lat,
kiedy leżąc w łóżku i kaszląc – miałam wtedy zapalenie oskrzeli – wzięłam do
ręki jeden z dwóch tomów zatytułowanych Nędznicy
i przepadłam bez reszty. To nie było jednak jedyne dzieło Autora, chociaż
chyba najbardziej znane, ze względu na rozmach, wciągającą fabułę i poruszane
problemy (no i przez ten słynny musical, na podstawie którego nagrano potem
jeszcze bardziej znany film). Podobnie dużą sławę zyskała opowieść o
mieszkającym w katedrze Norte Dame
ludzkim potworku i pięknej Cygance, Esmeraldzie, w którym ów się
zakochał, a przynajmniej tak można byłoby streścić fabułę nie zdradzając
wszelkich smaczków. Powieść jednak jest czymś więcej, bo dużo miejsca Autor
poświęca architekturze późnośredniowiecznego Paryża, ze znawstwem i plastyką
opisując jego szczegóły. Boleje nad tym, że tej już nie ma, bo ślady dawnych
budowli zakryli Burbonowie, Rewolucja, Restauracja (a w naszych czasach ślady
zamachów terrorystycznych) i inne procesy historyczne, wyczarowując coś dla
zmysłu estetycznego i coś dla naszego głodu pięknych historii. A przynajmniej
dla mnie, bo oba te głody męczą mnie bez ustanku. Bo to francuska klasyka sama
w sobie, niezwykle smaczna i bardzo elegancka, pociągająca i fascynująca. Do
przeczytania i zachowania w swojej głowie już na zawsze, w szufladce historii
prawdziwie smutnych i pięknych.
8. Steven Runcimann Dzieje wypraw krzyżowych t.2: Królestwo
Jerozolimskie i frankijski Wschód 1100-1187
Żałuję, że w tamtym roku udało przeczytać tylko jeden tom
tej pracy, całkiem słusznie nazywanej biblią wszystkich, którzy interesują się
wojnami krzyżowymi. Z drugiej strony to i dobrze – zostało mi dużo
przyjemności. Bo, może to zabrzmi to dziwnie szczególnie dla osób, które są z
historią na bakier, książka typowo historyczna może dawać dużo przyjemności,
radości i w ogóle. Może być lepsza od niejednej powieści, nie tylko w warstwie
informacyjnej, ale i językowej. Bo każdy, kto zetknął się z dziełami pisarza,
musi przyznać, że pisze lepiej od niejednego zajmującego się fikcją autora.
Zapierająca dech w piersiach opowieść gdzieś na granicy dwóch zupełnie
wykluczających się kultur brzmi tu jak niezwykła powieść, której autor
postanowił połączyć świat z Baśni tysiąca
i jednej nocy z legendami arturiańskimi. Jak okrutna baśń dla dorosłych,
która wydarzyła się naprawdę, choć czasami naprawdę trudno w to uwierzyć. Innym
plusem publikacji jest ogromna ilość szczegółów i ciekawostek, postaci i dat,
które przez innych Autorów piszących o tym samym są marginalizowane. Szczególnie
że pisarza fascynuje genealogia rodów krucjatowych baronów i muzułmańskiej
arystokracji, liczne powiązania rodzinne i zagadnienia społeczne w Królestwie
Jerozolimskim, co miało niebagatelny wpływ na politykę, która z kolei
decydowała o szansach przeżycia kruchych frankijskich organizmów państwowych na
Bliskim Wschodzie, dzięki czemu wyjaśnia powody spraw, które inni pisarze
kazali nam przyjmować na wiarę. W ten sposób historia krucjat staje się
historią ludzi w to zaangażowanych, czasami historią mniej lub bardziej
wybitnych jednostek, które jakiś w sposób wpłynęły na wydarzenia. I dlatego
jest to książka porywająca, wciągająca i bardzo ciekawa, przynajmniej dla mnie.
9. Markus Zusak Złodziejka książek
Pierwszą książką w życiu Liesel był Poradnik grabarza, który znalazła podczas pogrzebu swojego
młodszego brata. Drugą wygrzebała z płonącego na rynku stosu zakazanych książek.
Jednak temat jest znacznie trudniejszy – Niemcy, Żydzi i II Wojna Światowa. A
także książki i Śmierć, która w czasie wojny jest wszędzie. I mała dziewczynka,
która odkrywa niszczącą i budującą moc słów. Pięknie napisana, oryginalnie
zilustrowana, chwytająca za serce. I rozdzierająco prawdziwa, bo przecież
Śmierć jest … osobą, która raczej nie szczędzi makabrycznych i bolesnych
szczegółów na temat bohaterów i świata przedstawionego. Gra milczeniem i
nasyconym kolorem, niezwykle plastycznym słowem, powiedzeniem czegoś wprost i
zabawą skojarzeniami, domyślaniem się. Zostaje w ludzkim sercu, zajmuje jakąś
jego część, za każdym kolejnym zdaniem ściska coraz bardziej, mimo że jest to
historia osieroconej dziewczynki i jej przygód, które nabierają jednak
tragicznego wymiaru w kontekście globalnej tragedii jaką jest II Wojna
Światowa. Tragedii o tyle większej, że widzianej oczami Śmierci. W ogóle los Liesel jest z pewnością odzwierciedleniem
losów wielu innych niewinnych niemieckich dzieci, żyjących w cieniu dyktatury
Hitlera i ponoszących niezasłużoną karę za owego zbrodniarza. I dlatego, mimo
że opowieść wyciśnie wrażliwcom łzy z oczu, warto poznać tę historię.
10. Dzieje Tristana i Izoldy (oprac. Joseph
Bèdier)
Tak, wiem. Jestem beznadziejną romantyczką. I tak,
doskonale wiem, że opowieść o Tristanie i Izoldzie jest moralnie niepokojąca,
delikatnie mówiąc, a także momentami dość odbiegająca od dzisiejszych wzorów
miłości i poglądów na nią. Mimo tego drama
feels better i tragiczne zakończenie lepsze jest od happy endu. I nie
potrafiłabym oprzeć się tym ślicznym rysunkom wewnątrz tego wściekle różowego
wydania (pomimo że na jednym Izolda ma twarz podobną do mojej mordy, ale to już
szczegół), a pan Bèdier wykonał benedyktyńską pracę, co doskonale widać w – jak
zwykle – genialnym tłumaczeniu Tadeusza „Boya” Żeleńskiego. I chociaż to trzeba
uszanować, bo czyta się doskonale – melodyjna, pełna archaizmów proza doskonale
oddaje klimat wczesnośredniowiecznego kraju Celtów i pasuje do owej historii
miłosnej – i z wielką przyjemnością. Zresztą, nawet jeśli nie zostaniemy
oczarowani przez piękną, cokolwiek dziwną historię kochanków i będziemy
uważali, że Tristan złamał kodeks rycerski punkt po punkcie, warto jest znać
takie klasyczne dzieło. Szczególnie, że opowieść ma w sobie pewną hipnotyczną
moc, która każde śledzić losy bohaterów z zapartym tchem i jednak im współczuć,
a przynajmniej tak było w moim przypadku. Magia średniowiecznych opowieści?
Może. Ale ja o to nie dbam, bo mi się bardzo podoba.
Miło, że ktoś też tak uwielbia Romeo i Julię :)
OdpowiedzUsuńW większości to zacne lektury....godne czytania.
OdpowiedzUsuńO nieee! Nie przeczytałam żadnej z tych książek :( jak to możliwe. Będę musiała to nadrobić w tym roku. Mam nadzieje że mi się uda i mi też się spodobają. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Uwielbiam "Wichrowe wzgórza", to absolutnie fantastyczna książka i zdecydowanie znalazła by się w najlepszych książkach, jakie w zyciu przeczytałam.
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej z tych książek, ale niektóre widzę, ze ciekawie się zapowiadają
OdpowiedzUsuńhttp://recenzjeparabatai.blogspot.com/
Uwielbiam Romea i Julię już od czasów szkoły, chociaż lektury zawsze starałam się omijać szerokim łukiem. Tego wyboru zdecydowanie nie żałuję i w wolnych chwilach czytam to dzieło ♥
OdpowiedzUsuńNigdy nie jest za późno na jakiekolwiek podsumowania. :P "Romeo i Julia" to jedna z moich najbardziej znielubionych pozycji - no nie mogę przetrawić za nic w świecie. Zresztą jak większości dzieł Szekspira. :)
OdpowiedzUsuń"Złodziejkę książek" i "Romeo i Julia" uwielbiam ♥ Jestem w trakcie lektury "Nędzników", więc "Katedra (...)" też pewnie niedługo będzie za mną, zwłaszcza, że mam własny egzemplarz :)
OdpowiedzUsuń"Króla Edypa" czytałam, ale nie urzekł mnie tak, jak Ciebie. Może dlatego, że to była lektura :/ Muszę za jakiś sięgnąć po niego dla siebie.
"Tristana i Izoldę" i "Wichrowe wzgórza" od dłuższego czasu planuję przeczytać, ale nie wiem, kiedy wreszcie znajdę czas...
O reszcie książek wcześniej nawet nie słyszałam, ale nie powiem, zachęciłaś mnie do Cherezińskiej. Tak poza tym, to podziwiam Cię, że jednak udało Ci się wybrać te 10 najlepszych; ja chyba nie dałabym rady, bo w 2015 przeczytałam tyle wspaniałych książek :)
Pozdrawiam cieplutko i życzę równie dobrych powieści w 2016!
Czytałam jedynie "Króla Edypa" i "Złodziejkę książek", a "Romeo i Julię" we fragmentach. "Wichrowe Wzgórza" czekają na półce na swoją kolej.
OdpowiedzUsuńNawet nie wyobrażasz sobie, jakie to niesamowite uczucie trafić na podsumowanie, w którym pojawiają się książki inne niż te wydane w 2015 roku, a do tego wykraczające poza tematykę typowego bloga (mam na myśli new adult itp.) :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam 6 spośród wymienionych przez Ciebie pozycji, niektóre nawet kilkakrotnie i mogę powiedzieć o nich jedno - nie dają o sobie zapomnieć. "Wichrowe Wzgórza" są moją miłością, inspiracją i ucieczką od kilku lat. Za każdym razem, gdy je czytam powraca do mnie uczucie dziwnej pustki i otarcia się o coś nieosiągalnego. I boli mnie sprowadzanie tego, co było i działo się pomiędzy Cathy a Heathcliffem do zwykłego uczucia zabarwionego szaleństwem. Z kolei "Katedry Marii Panny w Paryżu" nie potrafię wyrzucić ze swojej głowy przede wszystkim przez rozdział "To zabije tamto", który jest geniuszem literackim w najczystszej postaci. Według mnie ta książki istnieje właśnie dla tego rozdziału, a także dla Klaudiusza Frollo i jego konfrontacji z Esmeraldą.
Z tych wszystkich książek kojarzę tylko trzy. Romea i Julię oczywiście czytałem :D Złodziejkę mam w planach, a Tristan i Izolda spoczywają na półce i czekają, aż je przeczytam :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSzczerze, niewiele z nich znam. Zapisuję tytuły. Muszą być dobre ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe zestawienie! Przy kolejnych książkach serce podskakiwało mi do góry. Nie czytałam 'Złodziejki', ale oglądałam początek filmu. No wartościowy, ale dla młodzieży.
OdpowiedzUsuńNatomiast zamierzam czytać Kossak, jak znajdę czas i mam dostać 2 tomy Cherezińskiej.
Wichrowe Wzgórza są fantastyczne! Uwielbiam, uwielbiam!
OdpowiedzUsuńCzytałam "Króla Edypa", "Dzieje Tristana..." i "Romea i Julię" :) "Wichrowe wzgórza" oraz "Złodziejka książek" czekają na półce :)
OdpowiedzUsuń